poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział VII

 Rozdział VII: Ogień niech zapłonie znów...



***

Simone POV:

   Starsi są dziwni. A w szczególności nastolatkowie.
Dziewczyna chodziła wte i wewte po całym strychu, a raczej tym, co z niego zostało. Część dachu, która się zapadła poczyniła duże szkody w całej infrastrukturze budynku, a w szczególności w samym poddaszu.
Z ważniejszych, jednak spraw miałam okazję przyjrzeć się innemu Pogromcy.
Nastolatka była ubrana w czarne spodnie i tego samego koloru bluzę z kapturem, który naciągnęła na twarz. Dziwne, że w czasie walki z demonem, nie spadł jej z głowy.
Na stopach miała wysokie, drogie trampki tej samej barwy co reszta jej stroju. W za dużej bluzie rzucało się w oczy to, że była bardzo szczupła-jej nogi w legginsach wyglądały jak dwa cienkie patyki. Spod kaptura osłaniającego jej twarz wymykało się kilka białych kosmyków. Spojrzałam na pasmo swoich blond włosów, były złociste jak łany zboża. Jej natomiast odznaczały się wyraźną, śnieżną bielą. Musiały być piękne. Miałam już okazję widzieć na okładkach magazynów, a raz nawet w sierocińcu, kobiety o takim kolorze włosów. Zawsze uważałam go za niezwykły. Nie chodziło mi o starczą siwiznę, ale śnieżną biel. Nienaturalny odcień włosów. Chciałam poprosić dziewczynę, aby zdjęła kaptur, ale onieśmielona myślą o jej reakcji-zrezygnowałam.
Dziewczyna kucnęła na ziemi, chowając głowę pomiędzy kolanami i mrucząc coś niewyraźnego pod nosem w innym języku. Potem wstała gwałtownie, a kaptur zsunął się, odsłaniając jej ukryte rysy.
Zobaczyłam biało-platynowe włosy spięte w wysokiego, luźnego kucyka. Były przepiękne! Potem zobaczyłam pozostałą część jej twarzy.
- Jesteś śliczna — wypaliłam bez zastanowienia.
To była prawda, była prześliczna.
Miała szczupłą oraz delikatną twarz, duże migdałowe oczy, które przybrały barwę ciemnej zieleni, mały nos i kształtne usta. Może nie jestem znawczynią urody żeńskiej, ale jestem niemal pewna, że chłopaki się o nią zabijają. Wystarczy na nią spojrzeć!
- Powiedz coś, czego nie wiem — odparła ze śmiechem, w którym nie było za grosz rozbawienia.
Wręcz był złowrogi.
Spojrzałam w jej oczy, które nieco złagodniały. Białowłosa opadła na deski podłogowe, które zaskrzypiały i znów schowała głowę.
- Okej — usłyszałam, gdy znów uniosła twarz.
Oświetliła ją delikatna poświata księżyca.
- Ty jesteś Pogromcą, ja jestem Pogromcom. To, kto jeszcze jest Pogromcom?! - jej zdenerwowany głos odbijał się echem od ścian sąsiednich budynków.
- Lepiej się nie drzyj, jeżeli nie masz zamiaru budzić pobliskich mieszkańców — powiedziałam spokojnie.
Spojrzenie dziewczyny prześlizgnęło się po moim ciele, wprawiając je w lekkie drżenie.
Miała iście morderczy wzrok. Dla spokoju ducha uniosłam ręce w geście kapitulacji.
Ponownie ukryła twarz pomiędzy kolanami, oddychając głośno. Dźwięk jej wydechu był głośny i dziwnie charakterystyczny.
- Chorowałaś na coś przed Przemianą? - zapytałam szybko, nawet nie myśląc nad swoją wypowiedzią.
Ugryzłam się w język za swoją bezmyślność, dosłownie.
- AAHA — odpowiedziała cicho oraz, o święty Józefie, spokojnie!
Spojrzałam na nią pytająco, gdy znów podniosła głowę i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu.
Typowa kobieta, w ciągu sekundy potrafi zmienić swoje zachowanie. Jakbym widziała siostrę Clarie von Breuchstag. Ona też taka była. Raz miła, a raz wredna. Paola twierdziła, że wszystkie Niemki są takie, a potem rechotała jak żaba. Miała specyficzny śmiech. Jakby połączenie skrzeku ropuchy i pisku szczura. Nie był najprzyjemniejszy w brzmieniu, ale rekompensowała go miła osobowość siostry.
Spojrzałam znowu na białowłosą nastolatkę. Kuliła się na podłodze mocno, przyciskając dłonie do głowy. Wyglądała na bardzo zamyśloną. Oczy miała zamknięte i niemal niezauważalnie poruszała wargami.
- Wszystko w porządku? - zapytałam niepewnie, stojąc wciąż w tym samym miejscu.
*

Anastasia POV:

- W jak najlepszym — warknęłam, nie odrywając palców od głowy.
W najznamienitszym.
Kto się nie cieszy, gdy dowiaduje się, iż jej pobratymiec ma dziesięć lat?! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie znalazłam pierścienia. Westchnęłam głośno, unosząc głowę ku niebu. Sklepienie było jasnogranatowe, a gdzieniegdzie dało się zobaczyć pojedyncze gwiazdy. Gdyby nie fakt, że byłam wyjątkowo wkurwiona zapewne, zachwyciłabym się tym widokiem. Niestety mój stan psychiczny był taki, a nie inny.
Podniosłam się z podłogi i ruszyłam w miejsce klapy podłogowej.
- Dokąd idziesz? - usłyszałam dziewczynkę.
- Wracam do hotelu — odpowiedziałam — nie ma tu tego, czego szukałam, więc to miejsce jest dla mnie bezwartościowe.
Schodząc po drabinie, usłyszałam zbliżające się kroki Simone, chyba tak miała na imię?
- A czego szukałaś? - jej przenikliwy, wysoki głosik drażnił moje uszy.
- Anulum ignis — odpowiedziałam sprytnie.
Przecież dzieci nie znają łaciny.
- Ale dlaczego twoim zdaniem Pierścień Ognia, miałby być tutaj? - powiedziałam.
No może niektóre jednak tak.
Spojrzałam na nią tępym wzrokiem. Stała obrócona w moją stronę na czwartym szczeblu drabiny, dlatego patrzyłyśmy sobie prosto w oczy. Jej były jasnoniebieskie i bardzo duże. Iskrzyły się w nich dziecięca niewinność i nieskrywana ciekawość.
- Mam dziewiąty zmysł — odparłam.
Mina dziewczynki diametralnie się zmieniła.
- Chyba raczej szósty — poprawiła mnie.
Uśmiechnęłam się zadziornie.
- Wiem, co powiedziałam. - stwierdziłam — szósty, siódmy i ósmy też już odkryłam.
Mina małej mówiła sama za siebie-uważała mnie za niezrównoważoną psychicznie, nawet jeśli otwarcie nie zdawała sobie z tego sprawy.
Wyminęłam ją i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na niższe kondygnacje kamienicy. Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce nędzy i spustoszenia. Byłam już za drzwiami budynku, kierując się ku głównej ulicy, gdy usłyszałam nawołujący mnie piskliwy głosik.
- Poczekaj!
Westchnęłam z irytacją, ale usłuchałam się jasnowłosej.
Simone pojawiła się obok mnie w mgnieniu oka i spojrzała na mnie uroczym dziecięcym, błagalnym spojrzeniem.
- Nie musisz się ze mną zadawać, ale jesteś mi coś winna — oznajmiła.
Moje zdziwione spojrzenie prześlizgnęło się po jej twarzy.
Ja jestem jej coś winna? Przecież nic nie zrobiłam.
- Po pierwsze wiesz, jak ja się nazywam, a ty się nie przedstawiłaś — stwierdziła.
Miałam właśnie odpowiedzieć coś zgryźliwego, ale jakby przewidując to, dokończyła szybko swoją wypowiedź, dobijając mnie doszczętnie.
- A po drugie uratowałam ci życie.
- Co ma indyk do wiatraka? - zapytałam.
Tak, indyk nie jest pomyłką.
- A to, że jesteś moją dłużniczką — odpowiedziała z cwanym uśmieszkiem.
Wiedziałam w tamtej chwili, że szybko się od niej nie uwolnię.