niedziela, 21 maja 2017

ROZDZIAŁ 2

Anastasia POV:


 Dokładnie dwa kwadranse później moim oczom ukazało się urocze osiedle oślepiająco białych domków jednorodzinnych. Wszystkie swoją idealnością raziły nie tylko moje biedne oczy, ale również czarną duszę. Tak to już bywa, gdy zamiast jak normalna nastolatka bawić się ze znajomymi w klubach i potajemnie popijać za szkołą piwo, ty ganiasz demony. Życie...

 Idąc wyłożoną idealnie, a jakżeby inaczej, kostką ścieżką, kopałam malutki kamyczek, który nawinął mi się pod nogi i niszczył ten IDEALNY świat. Czy wspominałam jak tutaj jest IDEALNIE?

W każdym razie domek dziadków nie różnił się praktycznie niczym od innych na tym osiedlu.Te same białe ściany, płaski dach i charakterystyczna śródziemnomorska budowa. Turystom z reguły podoba się taki styl, jednak ja osobiście - po spędzeniu szesnastu lat w tym kraju - mam go serdecznie dosyć.

Domek dziadków znajdował się na praktycznie samym końcu osiedla, z tego też powodu mieliśmy dużo spokoju i prywatności. Generalnie jest tutaj raczej spokój, ale im dalej od głównej ulicy tym lepiej. Samochód tutaj to niemal rzadkość. Mój dziadek jako jeden z nielicznych mieszkańców okolicy ma w garażu samochód - starego Mustanga z lat sześćdziesiątych. Z reguły ludzie rzadko decydują się na zakup własnego pojazdu, bo:

a) To dodatkowe koszty,
b) Mamy całkiem niezłą sieć komunikacji miejskiej.

Właściwie nawet ja nie uważam posiadania własnego samochodu za coś istotnego, nie mniej jednak mam zamiar wkrótce (za dwa lata) zdawać egzamin na prawko. Trzeba mieć w końcu jakieś priorytety, a sam fakt że nie mam ochoty przesiedzieć w Hiszpanii kolejnych szesnastu lat tylko mnie w tym utwierdza.

W końcu dotarłam do naszej posesji. Pchnęłam jedną dłonią metalową furtkę, której jak zwykle nikt nie zatrzasnął i zaczęłam iść w stronę wejścia. Pod stopami chrzęścił mi żwir, którym usypana była wąska ścieżka prowadząca aż pod sam dom. Trawa w ogrodzie jak zwykle była idealnie, jakby od linijki przycięta i intensywnie zielona. Uniesiwszy głowę, możemy zobaczyć jak ponad domek wystawają czubki sosen, który porastały ogród. Taki nasz mały, domowy zagajnik. Nigdy nie mogłabym powiedzieć, że z trudem wróciła bym tutaj. Kochałam to miejsce. Te dom. Ten ogród. Te drzewa. Nawet niedomkniętą furtkę. To wszystko jest moją własną oazą spokoju, którą jako jedyną będzie mi ciężko zostawić.

- Już jestem! - krzyknęłam, wchodząc do środka domu i pozbywając się zapewne pięknie pachnących trampek z moich stóp.

Na schodach pojawił się mój młodszy brat - José. W przeciwieństwie do mnie jego włosy były ciemne i w miarę ogarnięte. Nie to co moja platynowa szopa. Tak samo różniła nas barwo oczu, gdyż jego były piwne a moje... cóż... niemal czarne.

- Siema, sis - pisnął. Ach, no tak - mutacja.

Dzielą nas dwa lata i trzy miesiące, a jednak niektórzy twierdzą, że to on jest starszy. Czy ja wyglądam aż tak infantylnie?

- Heja, piszczało - zażartowałam, jak miałam to w zwyczaju.

Chłopak jedynie przewrócił oczami, nie odpowiadając na moją zaczepkę.

- Gdzie babcia i dziadek? - zapytałam, gdy nie rozległy się głośne zapytywania babuni o to jak było dzisiaj w szkole.

- Poszli z Melanią na spacer - odparł.