wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział VIII




Rozdział VIII: Czasem warto uronić łzę, aby dać upust emocją...
  



*** 

Anastasia POV: 

 Dlaczego z wszystkich żyjących osób na świecie? Dlaczego spośród niemal 8 miliardów ludzi? Czemu to właśnie mi zdarzyło się mieć pobratymca, którym jest mała dziewczynka. I to taka, która jest nadto inteligentna.
Po wielogodzinnych przynajmniej jak na moje poczucie czasu staraniach udało mi się pozbyć Simone. Warunkiem było to, iż podam jej hotel, w którym mieszkam i oczywiście się w końcu przedstawię.
- Anastasia Sanchéz, Trójka pochodząca z Hiszpanii — Oznajmiłam znudzonym głosem — odpowiadając na twoje niezadane pytanie: mam szesnaście lat.
Nie wyglądała na szczególnie zaskoczoną, co było dziwne.
Zazwyczaj ludzie dziwili się, gdy mówiłam, że jestem hiszpanką. W końcu jak już wspominałam, nie miałam typowej dla Hiszpanów urody.
- A hotel? - Zapytała, świdrując mnie wzrokiem.
Westchnęłam.
- Tourist House — Odparłam krótko.
Dlaczego nie skłamałam? Z dwóch powodów. Pierwszym z nich było głupie wrażenie, że ona i tak by znalazła mój hotel. A drugim było to, że miała ciekawy charakter-podobny do mojego. Poza tym przydałoby mi się towarzystwo na pozostałe kilka dni w Rzymie, nawet jeśli tym towarzystwem miała być uparta i wkurzająca dziesięciolatka.
Leżałam na łóżku w pokoju hotelowym i rozmyślałam, nad bardziej znaczącą kwestią.
A jeżeli one naprawdę nie istnieją? Jeżeli to zwykły mit? Być może cała moja obsesja na punkcie Pięciu Pierścieni jest zwykłą ucieczką od normalnego życia. Westchnęłam i spojrzałam na zegarek. Dochodziła czwarta nad ranem. Czas w końcu pójść spać.


 Następnego dnia obudziło mnie nieustanne pukanie. Na początku starałam się je zignorować, ale było zbyt natrętne i wiedziałam, że ten ktoś nie da mi spokoju, dopóki nie otworzę. Ziewając, zsunęłam się z łóżka i poprawiając lekko włosy, poczłapałam do drzwi.
- Już idę — mruknęłam niewyraźnie, nadal nierozbudzona.
Przekręciłam kluczyk i nacisnęłam klamkę.
- Co? - warknęłam.
- Cześć — usłyszałam.
Spojrzałam na dół, w miejsce skąd dochodził głosik.
- Czego ty ode mnie chcesz z samego rana? - powiedziałam zirytowanym głosem, patrząc na małą Włoszkę, trochę nazbyt podnieconą.
Dziewczynka spojrzała na mnie zdziwiona.
- Jest już po drugiej po południu — powiedziała, spoglądając na mały zegarek oplatający jej nadgarstek.
- Poszłam spać o czwartej, dla mnie jest rano — mruknęłam — czego chcesz?
- Mogę wejść? - zapytała grzecznie i wbrew mojej odpowiedzi zrobiła to.
Westchnęłam, ale wtoczyłam się za nią do pomieszczenia i położyłam na łóżku.
- Pamiętasz jak wczoraj, wspominałaś, że szukasz Pierścienia Ognia?
Wydałam z siebie dźwięk potwierdzający, ponieważ nie miałam nawet siły nic mówić. Szczególnie gdy przypomniała mi o tym głupim wymyśle.
- No więc cały dzisiejszy ranek spędziłam w pobliskiej bibliotece, wertując stare księgi i czytając różne wersje legendy o Pięciu Pierścieniach i chyba znalazłam coś, co mogłoby cię zainteresować — powiedziała i spojrzała na mnie swoim przenikliwym głosem.
Usiadłam gwałtownie ze skrzyżowanymi nogami na łóżku, patrząc na stos kartek, które najwidoczniej musiała przynieść ze sobą, a ja zaspana ich nie zauważyłam wcześniej.
Widząc moje zaciekawienie, kontynuowała monolog.
- Otóż, według jednego z podań, założyciel Pogromców miał kiedyś dziecko z zakazanego związku z anielicą i ponoć właśnie temu dziecku zostawił jeden ze swoich Pierścieni.
- A co z pozostałymi? - zapytałam autentycznie ciekawa.
- W innej wersji czytałam, że podobno Pierścienie oddziaływają na siebie.
- To znaczy?
- Czyli, gdy znajdziesz jeden Pierścień, on zaprowadzi cię do drugiego i tak dalej.
Zaczęłam układać to w całość.
To by nawet miało sens. Pierścienie pochodzą od jednej osoby, a więc mają w sobie coś, co je łączy. Jak geny-rodzinę. Jak miłość-ludzi. Ale nadal nie wiedziałam, gdzie znaleźć choć jeden z Pierścieni.
- A co z tym dzieckiem?
- Nie wiadomo, podobno zniknęła w swoje dziewięćdziesiąte ósme urodziny.
- Stara babcia, może po prostu umarła?
- Była córką dwóch Nieśmiertelnych, nie mogła po prostu umrzeć.
- Czyli to kobieta? Może teraz być wszędzie, a poza tym nie wiadomo czy będzie miała ze sobą Pierścień.
- No i tu przechodzimy do dalszej części historii, bo mam teorię mówiącą, iż te dziewczyna nigdy nie widziała Pierścienia na oczy, a jej matka ukryła go w strachu przed poznaniem prawdy o jej ojcu.
- A masz pomysł, gdzie mogła go ukryć?
- W Szwajcarii.
Gdybym teraz coś piła, to napój na pewno znalazłby się w całym tym pokoju.
W Szwajcarii?! To przecież jakiś żart! Przecież tyle obliczałam. Tyle szukałam, a nagle jakaś dziesięciolatka twierdzi, że się pomyliłam? Co prawda graniczy ona z Włochami, więc hipotetycznie nie jest tak daleko, ale jak ja mogłam się tak pomylić?!
- Jesteś pewna?
- Na sto procent.
Opadłam na łóżko i jęknęłam.
- Nie stać mnie na wynajęcie hotelu, nawet na dwa dni.
- A kto ci każe tam spać?
- A wiesz dokładnie, gdzie w Szwajcarii? - zapytałam, ignorując jej słowa.
Wyjęła z plików kartek jedną z niewyraźną, wydrukowaną mapą Szwajcarii. Wskazała palcem obszar położony przy granicy z Francją.
- Mniej więcej tutaj, na mapie to około trzech centymetrów.
Spojrzałam na skalę mapy.
- W takim razie mamy tu obszar około 30 km, nie uważasz, że to trochę dużo?
- Może i tak, ale możemy go ograniczyć. Dom, w którym mieszkała dziewczyna i jej matka, o ile zdjęcia są prawdziwe, był położony w pobliżu niewielkiego jeziora.
Wyjęłam z torby laptopa i od razu włączyłam interaktywną mapę Szwajcarii. Przesunęłam ją na granicę z Francją.
- Nie widzę tu żadnego małego jeziora — oznajmiłam, zbliżając obraz.
- To było ponad sto lat temu, a poza tym z tego, co czytałam, mieszkały na zupełnym odludziu.
Spojrzałam jeszcze raz na mapę. Wzdłuż granicy rozciągał się las. Może gdzieś w środku jest jakieś jezioro i stary domek. Niegdyś będący schronieniem dla niegodnej anielicy i jej córki, teraz opuszczony, zarośnięty.
- Czuję, że te wakacje będą pełne przygód — zaśmiałam się cicho.
Spojrzałam na Simone, która w tamtym momencie bawiła się nerwowo palcami i patrzyła na wszystko tylko nie na mnie.
- Musisz mieć fajnych rodziców, skoro pozwalają ci samej jeździć tak daleko — szepnęła, a we mnie na nowo zaczęła rozdrapywać się rana.
Przełknęłam ślinę, nie chcąc okazywać słabości.
- Moi rodzice nie żyją — mruknęłam cicho.
- Wybacz — mruknęła nieco zawstydzona, przez co jej policzki nabrały nieco różowej barwy — nie chciałam, przykro mi.
Wzruszyłam ramionami.
Nie chciałam nic mówić, bo wiedziałam, że głos mi się załamie.
- Rozumiem cię, moi też nie żyją — odparła cicho, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Poczułam dziwną chęć pocieszenia jej, przytulenia jej drobnego ciała.
Nie zrobiłam tego.
- Najwidoczniej łączy nas coś więcej, niż uparty styl bycia — mruknęłam na rozluźnienie.
Usta Simone ułożyły się w lekki uśmiech.
Jedna z łez spłynęła po policzku, ale nie wytarła jej. Spojrzała na stertę papierów i zaczęła je układać w równy stosik.
- Lepiej już pójdę — mruknęła, pociągając cicho nosem — życzę ci powodzenia w podróży, może uda ci się znaleźć te Pierścienie.
Ruszyła powoli w stronę drzwi, dźwigając z łatwością wszystkie te notatki, mapy i inne rzeczy, których nie zdążyła mi pokazać.
Pomogła mi, nawet bardzo. Chociaż ja byłam dla niej niemiła to ona i tak była dla mnie pomocna.
- Simone, poczekaj! - Powiedziałam, gdy dziewczynka dotknęła klamki.
Czułam, że pożałuje tego, co miałam zamiar zrobić.
Mała spojrzała na mnie z nadzieją w błyszczących od łez oczach. Przesunęłam się na kraniec łóżka i spojrzałam w jej błękitne oczy.
- Chcesz pojechać ze mną do Szwajcarii? - zapytałam, a radość na jej twarzy była wystarczającą odpowiedzią.
Oto historia jak zawarłam sojusz z jednym z Pogromców Otchłani. Co z pozostałymi? O tym dowiecie się wkrótce...