***
Anastasia POV:
Równo pół godziny
później moim oczom ukazało się osiedle domków jednorodzinnych na
przedmieściach Madrytu. Szłam brukowaną ulicą, kopiąc kamyk, który leżał
jak gdyby nigdy nic na chodniku i troszkę mi zawadzał. Tak ociupinkę.
Moi dziadkowie
mieszkają na samym końcu tego osiedla. Są tego zarówno plusy, jak i
minusy. Dobre jest to, że mamy spokój. Na osiedlu ogólnie jeździ mało
aut, a koło naszego domu prawie wcale ich nie ma. Dziadek, co prawda,
posiada starego Forda Mustanga z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku,
ale gdyby nie fakt, że ja mam małą obsesję na punkcie starych aut, ten
pojazd gniłby już dawno na złomowisku. A tymczasem zmodernizowany Shelby
robi furorę wśród moich znajomych, jako autoryzacyjny klasyk.
Przeszłam przez
zwyczajną metalową furtkę i znalazłam się na ukochanej posesji. Pod
moimi stopami chrzęścił żwir, którym usypana była ścieżka. Trawa jak
zwykle była idealnie przycięta i intensywnie zielona. Tym, czego nie
zasłaniał domek były sosny za nim, rosnące od wielu już lat, w tym
wspaniałym ogrodzie. Tak strasznie uwielbiam to miejsce! Drzwi wejściowe
były wykonane z wysokiej klasy drewna dębowego - nie, nie mam obsesji.
Nacisnęłam żeliwną klamkę i weszłam do środka. Znalazłam się w wąskich
hallu. Ściany były koloru białego, a zdobiły je reprodukcje obrazów
znanych artystów. Tuż przy drzwiach stała półka na buty, a nad nią
wisiał wieszak na kurtki.
- Już jestem! - krzyknęłam, zdejmując jednocześnie obuwie.
Zza rogu wysunęła się
głowa mojego młodszego brata. José ma ciemne włosy, przycięte po bokach i
nieco dłuższe z przodu. No, bo w końcu tak jest teraz modnie. Grzywę
jak zwykle miał wysoko postawioną, a piwne oczy rzucały wesołe iskierki.
- Cześć sis - pisnął. Ach, no tak - mutacja.
José za dwa miesiące kończy czternaście lat, a sam okres dorastania trwa u niego już od ponad roku.
- Hola, piszczało - zażartowałam.
To nie było tak, że
ciągle miał taki piskliwy głosik. Ale jak już miał to uwielbiałam się z
niego nabijać. Od tego ma się rodzeństwo, nieprawdaż?
- Gdzie babcia i dziadek? - zapytałam.
Chłopak wyszedł na
korytarz. Był wysoki, jednak ja go przewyższałam o dobre dziesięć
centymetrów. Przez pewien okres był wyższy, jakiś rok temu, a potem
zdarzyło się To i znowu urosłam.
- Poszli z Melanią na spacer - odparł.
Pokazałam mu dwa kciuki w
górę i weszłam po kręconych schodach na górę. Melania to nasza młodsza
siostra. Ma pięć lat i jest urocza jak to dzieci. Tak samo, jak José, ma
piwne oczy. Tylko ja wyróżniam się moją bezdenną czernią...
Korytarz prowadzący do
pokoi wyglądał niemal tak samo, jak hall. Z tą różnicą, że ścian nie
zajmowały obrazy, a drzwi prowadzące do poszczególnych pomieszczeń.
Poszłam do swojego pokoju, który znajdowałam się na końcu tego
chirurgicznie białego pomieszczenia. Czasami czuję się tu jak w
psychiatryku.
Mój pokój to pokój
nastolatki i tyle. Naprzeciw drzwi rozciąga się okno z widokiem na
ogród. Jedną ze ścian zdobi kwiatowa tapeta w ciemnych barwach. Pod nią
stoi kanapa, a obok niej moje szerokie łóżko. Po przeciwnej stronie
znajduje się biurko, a obok niego biblioteczka zapełniona opowieściami
romantycznymi, mitologią oraz szkolnymi podręcznikami. Moje życie.
Rzuciłam plecak koło
łóżka i od razu podeszłam do biurka. Upewniwszy się za pomocą mojego
nadnaturalnego słuchu, że brat nie krząta się w pobliżu mojego pokoju,
wyjęłam z jednej z szuflad zawinięty papier, po czym ostrożnie
rozwinęłam zwój. Po wewnętrznej stronie znajdowały się różne wzorki.
Były to runy celtyckie, pismo koptyjskie, sanskryt wedyjski i wiele
innych wymarłych oraz martwych, już języków. Nadal nie mogę zrozumieć,
dlaczego wszystkie możliwe języki, których już nikt nie używa, ale to
wcale nie jest tak bardzo szokujące, znajdują się na tym pergaminie z
czasów Przedwiecza Grozy. Ludziom jest to bliżej nieokreślony czas. Skąd
ta nazwa? Po prostu tak nazywał się czas przed Upadkiem Aniołów. Nic
więcej nie wiemy.
Po wielu miesiącach studiowania języków, przez internet, i tłumaczenia napisów odkryłam, że jest tu zapisana legenda o Pięciu Pierścieniach.
To bardzo ciekawa historia, ale jest ona zbyt długa, aby opowiedzieć ją
w całości. Jej początkiem był właśnie Upadek. No, może nie tak
dosłownie, bo Pierścienie zostały stworzone wiele lat po tym zdarzeniu,
ale zaraz spieszę z wyjaśnieniami.
Pewien zwolennik
Piekła, znany jako Kapłan Żywiołów, zamknął część swoich mocy w pięciu
kryształach. Jeden kryształ odpowiadał jednemu żywiołowi. Dlaczego, w
takim razie było ich aż pięć, skoro żywioły są cztery? Woda, Ogień,
Ziemia, Powietrze i Energia. Piąty, najważniejszy z nich wszystkich,
według legendy utrzymuje wszelkie ziemskie cywilizacje przy życiu.
Istnieje też mit, że ten, kto posiądzie wszystkie Pięć Pierścieni,
będzie najsilniejszą istotą na świecie.
Choć to tylko legendy i
nie można ich potwierdzić, ja wyruszam w podróż. Poszukiwanie, jednak
nie jest moim własnym odruchem. Gdy zdarzyło się To, dryfując,
gdzieś na skraju świadomości i śmierci, poczułam naglącą potrzebę
odnalezienia Pięciu Pierścieni. Nie wiem, dlaczego.Jakby głos wewnątrz
mnie nakazywał mi je odnaleźć. No i w sumie, to ciekawe doświadczenie.
Nie odczytałam jeszcze
całego zapisu, ale mam już jego większość. Skąd jednak mam ten zwój?
Szczerze, nie mam zielonego pojęcia. Gdy się obudziłam, w szpitalu, on
leżał na łóżku tuż obok mnie.Nie, to wcale nie było dziwne.
Na razie to, czego się
dowiedziałam to nic więcej, co już wiedziałam, między innymi znajdował
się na nim niewyraźny zarys genezy kamieni. Według moich ustaleń
Pierwszy z pierścieni znajdował się we Włoszech. Oczywiście to tylko i
wyłącznie moje przypuszczenia. Zdecydowałam jednak, że podczas wakacji
wybiorę się na małą wycieczkę do Rzymu. Największym problemem było
ustalenie dokładnego miejsca „pobytu" Pierścienia.
Ponownie zwinęłam pergamin i schowałam go na swoje miejsce.
Podniosłam ekran laptopa
i włączyłam urządzenie. Pierwszą czynnością był oczywiście Facebook.
Sprawdziłam wszystkie powiadomienia, zaproszenia, aby następnie
przejrzeć pozostałe portale. Mój telefon zadźwięczał. Odblokowałam
komórkę i spojrzałam na wiadomość.
„Pamiętaj o imprezie! : ) Iv"
No tak, Ivette. Ona
naprawdę potrafi być uparta. I jak jej tu nie lubić? Będzie jedną z
nielicznych osób, za którymi naprawdę będę tęsknić. I za jej
stalkowaniem.
Spojrzałam na zegarek wiszący nad kanapą. Jest dopiero czwarta trzydzieści, a umówiliśmy się na dwudziestą. Mam czas...
***
Nie mam czasu! Jako
człowiek, który bardzo często zostawia wszystko na ostatnią chwilę, mogę
śmiało powiedzieć, że sama tego w sobie nie lubiłam. Minęła godzina
dziewiętnasta, a ja nadal buszowałam w szafie z ubraniami. Potrzebowałam
czegoś wygodnego, ale żeby pasowało jednocześnie do klimatu klubu. Po
długiej penetracji zasobów mojej szafy zdecydowałam się na krótki top z
motywem flagi angielskiej, skórzane rurki i taką samą kurtkę oraz
wysokie botki. Ubieranie nie zajęło mi już tak wiele czasu, tylko
niespełna dziesięć minut. Potem poszłam do łazienki, która znajdowała
się na drugim końcu korytarza. Zrobiłam tam makijaż i założyłam
brylantowe kolczyki. Jedyna pozostałość po mojej matce...
Powróciłam do pokoju. Spod łóżka wyciągnęłam podłużną skrzynię z ciemnego drewna. Dłonią przejechałam po żelaznym zamknięciu.
- Dæixar ķånsi ρatsщhakỡra* - wyszeptałam.
Zamek odskoczył, a wieko
gwałtownie uniosło się. W środku znajdowała się, jak zwykle idealnie
ułożona, broń. Od małych nożyków, które mogą jedynie delikatnie cię
zadrapać, poprzez noże długości przedramienia dziecka, po broń dużego
kalibru taką jak łuk. Wybralam trzy siedmiocentymetrowe ostrza i jedno o
długości dwunastu centymetrów. Z szuflady obok łóżka wyjęłam jeszcze
rękawiczki bez palców z małymi wgłębieniami, do których włożyłam dwie
siedmiocentymetrówki, które w magiczny sposób się skurczyły. Trzecią zaś
do kieszeni kurtki, a najdłuższe ostrze do buta, pod spodnie. Niestety,
chcąc nie chcąc muszę wziąć broń. W klubach, aż roi się od demonicznych
stworzeń.