***
Anastasia POV:
Tydzień - tyle zostało
do końca roku. Kończę gimnazjum*. Przede mną jeszcze ostatnie dwa lata
obowiązkowej nauki. A potem luzik. No, nie do końca. Po szkole mam w
planach wybrać się na studia - a raczej moi dziadkowie tego chcą. Cóż w
tym dziwnego skoro oboje są dobrze wykształceni i przez lata, aż do
emerytury, pracowali zaciekle. Może nie byli niesamowiciesuperbardzoekstramega zamożni, ale swoje mieli. Szkoda, że ich córka była ich zupełnym przeciwieństwem. Ale wróćmy do rzeczywistości.
Zadzwonił upragniony
przez wszystkich uczących się dzwonek. Wraz z resztą mojej kochanej
klasy (tak, to sarkazm) wstałam z krzesła, po czym skierowałam się do
drzwi wyjściowych z sali.
- Ana! Zaczekaj! - usłyszałam za sobą dobrze znany mi damski głos, gdy już byłam w połowie korytarza.
Obróciłam się na pięcie w stronę mojej szkolnej stalkerki, która była moją największą fanką. Dlaczego? Wkrótce się przekonacie.
- Co jest, Iv? - zapytałam. Iv, a raczej Ivette, znam od początku szkoły średniej.
Jest jedną z
nielicznych osób, które akceptują mój obecny wygląd. Zresztą to jest
powód, dla którego tak bardzo mnie uwielbia. Ale do rzeczy. Jak wiadomo,
większość Hiszpanów, według międzynarodowej propagandy, ma ciemne
włosy i oliwkową karnację. Moja czupryna, natomiast jest koloru
śnieżnobiałego z pasmami srebra, a poza tym mam bardzo bladą skórę, więc
wyróżniam się spośród tłumu Hiszpanów. Jeszcze rok temu wyglądałam
normalnie (to znaczy, jeśli chodzi o włosy, bo karnację zawsze miałam
bladą jak na osobę mieszkającą w Hiszpanii), a potem zdarzyło się To.
- Masz plany na dzisiaj?
- z letargu wyrwał mnie głos koleżanki. Ivette wygląda jak typowa
latynoska. Czarne włosy i lekko złocisty odcień skóry. Była naprawdę
śliczna, ale miała specyficzny charakter.
- Raczej nie, a co? - zapytałam.
Prawda była taka, że mam
jeszcze trochę do zrobienia w związku ze zbliżającymi się wakacjami,
ale nie chciałam wyjść na niegrzeczną. Zwłaszcza że wkrótce się
pożegnamy. Być może na zawsze.
- Razem z ekipą wybieramy się na fiestę do Reina Parquet i może chciałabyś z nami pójść?
- No nie wiem — zamyśliłam się.
Dyskoteki to nie mój świat, zresztą tam niemal zawsze się roi od tych ohydnych bestii.
- Oj, no weź prawie
koniec roku, a ty przez ten cały czas nie integrowałaś się z nami prawie
wcale — jej słowa uderzyły we mnie, ale zachowałam pokerową twarz.
To prawda, przestałam zadawać się z moimi kolegami ze szkoły, ale miałam ważny powód.
- Zresztą od przyszłego
roku już nas nie będzie. Ja jadę do Barcelony, Amanda do Sevilli,
Javier do La Coruna, a Vasco wyjeżdża do szkoły, do Mediolanu. Ty jedyna
zostajesz w Madrycie — dalszą konwersację przeprowadziłyśmy, idąc w
kierunku głównego wyjścia. W sumie to nie była rozmowa - ona mówiła, a
ja słuchałam.
Było już po lekcjach. Gorące słońce jak zwykle świeciło na samym środku nieba. Kocham.
Zsunęłam swoje
fioletowe Ray Bany z czubka głowy prosto na nos, chcąc ochronić choć
trochę moje biedne oczy przed promieniami słonecznymi. Jeszcze nie
planuję oślepnąć.
- Okej niech ci będzie,
ale tylko dlatego, że jak się nie zgodzę to mnie, zamęczysz —
stwierdziłam. Mamy inne wyjście? Będzie mnie torturować, dopóki się nie
zgodzę.
Czarnulka zachichotała i
podskoczyła lekko. Jakbym widziała te dziewczyny w filmach! Jeszcze
tylko jakiegoś przystojniaka bez koszulki tutaj brakuje.
- Wspaniale! - pisnęła — spotykamy się o dwudziestej na miejscu — dodała jeszcze na odchodnym i ruszyła w swoją stronę.
- Ciao! - usłyszałam jeszcze, nim sama ruszyłam w stronę mojego domostwa.
*
Mieszkam na
przedmieściach Madrytu, w domku dziadków. Jego kremowe ściany są
przerywane białymi elementami mającymi dać efekt filarów podtrzymujących
cały dom. Niski, lekko skośny dach, szerokie okna zaokrąglone jak w
gotyku oraz duże patio z widokiem na ogród w stylu toskańskim.
Uwielbiam.
Zawsze lubiłam dom
dziadków, był lepszy od tego malutkiego mieszkania sprzed roku. Dwa
pokoje na pięć osób, mała łazienka wraz z toaletą i ciasna kuchnia.
Poza tym kamienica znajdowała się w samym centrum miasta, więc było
wiecznie głośno. Szczególnie w godzinach szczytu. Czyli codziennie.
U dziadków mieszkam
odkąd, wyszłam ze szpitala, czyli od dziewięciu miesięcy. To jedna z
nielicznych zalet tego wszystkiego. Mogłam wyrwać się od zgiełku miasta i
zamieszkać w cudownej, spokojnej okolicy.
Od domu dzieliło mnie
trzydzieści minut drogi piechotą. Nie lubię jeździć komunikacją miejską.
Śmierdzi tam potem i uryną, ble.
Przerzuciłam plecak na drugie ramię, włożyłam do uszu słuchawki i ruszyłam w dół, ulicami Madrytu ku mojemu ukochanemu domkowi.
***
Lucas POV:
Nienawidziłem siebie!
Dzień w dzień od tych przeklętych niemal dwóch lat. I nie tylko siebie.
Nienawidziłem tego kim jestem. Robiłem wszystko, żeby to powstrzymać,
ale nie dawałem rady. To było silniejsze ode mnie. Gdy tylko wyczuwałem
to robactwo - atakowałem. Instynkt samozachowawczy, tak to się
chyba nazywa. Musiałem się ukrywać. Dzięki Bogu, nie było ich zbyt
wiele w Paryżu. To trochę dziwne, bo jakby nie patrzeć to przecież
jedno z największych miast Europy i stolica Francji.
Jestem tutaj od dwóch
lat, wcześniej mieszkałem w małej wiosce w okolicach Marsylii, jednak
wyjechałem, w końcu, na studia. Przez pierwszy rok wszystko było
wspaniale. Mój stan zdrowia nie był już taki dokuczliwy i zacząłem uczyć
się na kierunku Sztuki Wizualne - Fotografia. Jestem na drugim i
zarazem ostatnim roku. Nie wiem co potem zrobię. Boję się. Nie tylko o
swoją przyszłość, ale o to, co może przynieść teraźniejszość. A co
jeśli Oni czekają na odpowiedni moment, aby mnie zaatakować?
Albo – co gorsza – zaatakują kogoś z moich bliskich?! Nie chcę, żeby
kogokolwiek skrzywdzili. Chryste! Ile bym dał, żeby spotkać tego
Pogromcę, który w ciągu kilku miesięcy swojej, posługi załatwił cztery
razy więcej demonów, niż ja. Może ten ktoś by mi pomógł? Choć z tego,
co wiem, oboje z pozostałej dwójki dają sobie całkiem nieźle radę. To
ja jestem tą czarną owcą. W ciągu półtora roku zabiłem może 50 stworów.
Z tego, co wiem Jedynka, zabił (albo zabiła, bo nie wiem, kim jest) w
ciągu kilku lat ponad kilkaset potworów, Trójka około dwustu, a ja?
Dwójka? Prawie nic. Ale to może i lepiej. Od samego początku nie
znosiłem swojego "zawodu". Dlaczego to, akurat ja musiałem mieć w sobie
Przeznaczenie?! Czemu nie ktoś inny, ktoś sprawniejszy, odważniejszy i
mniej wrażliwy? Tak jestem wrażliwcem i wszyscy o tym wiedzą! A
przynajmniej byłem do czasu tej... Transfiguracji. Potem przestałem
odczuwać wszystko tak intensywnie. Stałem się chłodniejszy, co nie
znaczy oschły. Po prostu... umiałem powstrzymać targające mną emocje.
- Luke, idziesz? - z letargu wyrwał mnie głos mojego współlokatora, Fabiena.
No tak! Przecież trzeba iść na zajęcia.
- Już, tylko wezmę
rzeczy — odpowiedziałem mu i chwytając plecak, w którym miałem
wszystko, co dziś mi będzie potrzebne, wyszedłem za nim z naszego
pokoju.
- Chodź, bo dziewczyny czekają na dole! - marudził, jak zwykle.
Czasem miałem wrażenie,
że to jego hobby. Będąc na parkingu, wsiedliśmy do samochodu Fabiena.
Od czasu wypadku, powiedziałem sobie kategoryczne NIE! Już nigdy nie
wsiądę za kółko. Pojechaliśmy w stronę uczelni...
***
Simone POV:
Koniec okazał się
początkiem. Przez chwilę myślałam, że już nic więcej się nie zdarzy, a
tu niespodzianka. Nagle okazało się, że mogłam dostać drugą szansę.
Lepszą szansę. Ciekawszą szansę. Jestem zadowolona ze swojej decyzji.
Wbrew pozorom nie czuję się z nią niekomfortowo. No okej, na samym
początku było ciężko. Samotność mnie przytłaczała z zatrważającą siłą,
ale dzięki walce dawałam upust emocją, a one przestały być takie
uciążliwe.
W niczym nie
przypominam swoich rówieśników. Pod względem fizycznym oraz
psychicznym. Mam białe włosy i czarne jak węgiel oczy w kształcie
migdałów, tak przynajmniej mi mówią. Mam także tatuaż. Oczywiście, nie z
własnej nieprzymuszonej woli. Pojawił się po Transfiguracji. Na razie
rozrasta się po ręce. Aktualnie sięga do ramienia. Jest to winorośl, z
tą różnicą, że zamiast winogron wyrastają z niej róże. Jak na razie
trzy już się rozwinęły. Odkryłam, że jedna róża odpowiada jednemu
Pogromcy. Nadal nie rozumiem skąd, jednak bierze się ich barwa. Moja
jest jaskrawo, królewsko niemal, błękitna. Ta, która rozwinęła się jako
druga, ma kolor jaskrawej, nieskazitelnej bieli. I jest trzecia.
Przeciwieństwo wcześniejszej. Rozrosła się stosunkowo nie dawno.
Bolało. Nie mogłam spać w nocy, ponieważ ręka nieustannie mnie piekła.
Czułam się jakby jęzory ognia, lizały moją skórę. A potem ją
zobaczyłam. Czarna jak noc. Mroczna niczym ciemność.
Wiem, że to tylko kolor,
ale... mam złe odczucia, co do tego Pogromcy. Jednak nie znam tego
kogoś, może to tylko przeczucie. To w końcu tylko róża.
Dwa pozostałe pąki są
ukryte, gdzieś w czeluściach zwiniętych gałęzi latorośli. Nie wiem,
jaki będą mieć kolor i nie wiem kim, są osoby, do których będą należeć.
Ale wiem jedno: ja i pozostała dwójka powinniśmy zawrzeć Sojusz.
Problem jednak tkwi w tym, że nie wiem, skąd oni są. Może mieszkają na
innym kontynencie? Ile mają lat? I czy sami będą chcieli sojuszu?
Musiałam czekać. Czekać, aż się spotkamy...
Ciekawy pomysł z tym tatuażem, podoba mi się.
OdpowiedzUsuńNo i ogólnie fabuła tez jest niczego sobie. Widać, że masz na to pomysł i nie przerwiesz w połowie i czekam na rozdział 2. :)
Piszesz zgrabnie, spójnie, nie popelniasz wielu błędów - zostaję na dłużej.
P.S.
Nie umiesz zapisywać dialogów (poczytaj o tym), a tekst jest wysrodkowany, zamiast iść od prawej do lewej.
Chocolate
czekoladowe-historie.blogspot.com
Dziękuję :) Cóż z fabułą to u mnie różnie bywa, ale postaram się dociągnąć do końca. 2 rozdział już w "budowie". Ech, gdyby moja pani z polskiego tak mnie oceniała :P Cóż dialogi choć zdają się jedną z najprostszych części opowiadania potrafią dać w kość. Zresztą przyznam, że tutaj są one trochę "wciśnięte na siłę". Tekst specjalnie wyśrodkowałam, bo osobiście nie lubię wyjustowanego, ale jeżeli tak łatwiej się czyta dla mnie problemem nie jest to zmienić :)
UsuńJeszcze raz dzięki :D