***
Lucas POV:
Była cudowna. Jedyna w swoim rodzaju. Śliczna, urocza. Po prostu moja.
Mowa oczywiście o mej wspaniałej dziewczynie - Colette.
Col miała długie brązowe
włosy i niebieskoszare oczy. Posiadała delikatne rysy twarzy oraz
zgrabną sylwetkę. Nigdy nie podejrzewałem, że taka dziewczyna
zechciałaby ze mną być. Ba! Nigdy nie myślałem, że będę miał dziewczynę.
Przez te kilkanaście lat, swojej młodości, żyłem ze świadomością, że w
końcu umrę.
Byłem w zaawansowanym stadium białaczki, gdy wyjechałem na studia. Co prawda dzięki regularnym leczeniom, jakoś udawało mi się żyć z chorobą, jednak moi rodzice nigdy nie wierzyli, że wyjdę z tego.
Byłem w zaawansowanym stadium białaczki, gdy wyjechałem na studia. Co prawda dzięki regularnym leczeniom, jakoś udawało mi się żyć z chorobą, jednak moi rodzice nigdy nie wierzyli, że wyjdę z tego.
Pamiętam pewną sytuację,
gdy byłem mały, miałem siedem może osiem lat. Dowiedzieliśmy się
właśnie o moim nowotworze. Pewnej nocy obudziłem się spragniony, więc
postanowiłem pójść do kuchni. Pamiętam jak, wracając do pokoju,
usłyszałem szloch mamy i pocieszającego ją tatę. Zatrzymałem się
raptownie przy drzwiach prowadzących do ich sypialni i ukryty w cieniu
zaczęłem nasłuchiwać.
- Jean— płakała mama — ja nie chcę go stracić.
- Wiem Reneé — szepnął mój tata — Nie stracimy naszego skarbu, będziemy go leczyć.
- Ale ja się o niego naprawdę martwię — łkała kobieta.
Pamiętam jak, miałem
nieodpartą ochotę wbiec tam i przytulić mamę. Moja rodzicielka nadal
płakała, a ja wróciłem do swojego pokoju, gdzie sam się rozpłakałem.
- Lucas, dlaczego płaczesz? - usłyszałem głos mojej starszej, wówczas jedenastoletniej, siostry - Roxanne.
- Bo mamusia przeze mnie płacze — powiedziałem drżącym głosem.
Roxy usiadła obok mnie,
na łóżku i otuliła swoimi ramionami. Nadal czuję jej ciepłe objęcia. To
właśnie siostra była dla mnie oparciem w chorobie, dzięki niej miałem
chęć do codziennej walki.
Gdy miałem piętnaście
lat, Roxanne wyjechała na studia do Prowansji. Od tamtego czasu
widziałem ją tylko raz, kiedy przyjechała do domu na święta. Potem przez
jakiś czas pisaliśmy ze sobą SMS-y, ale ona miała na głowie szkołę i
tak w końcu, rok przed moim własnym wyjazdem, skończyło się. Dopóki nie
poznałem Colette i Fabien'a, dopóty nie czułem żadnego oparcia. Byłem
sam sobie.
Rodzice mieszkają setki
kilometrów stąd. Kocham ich, ale gdy wyjeżdżałem, miałem wrażenie, iż
dla nich było to równoznaczne z moją śmiercią. I nie wiele się pomylili.
Tyle, że umarłem nie w taki sposób, jaki oni by się spodziewali, w jaki
ktokolwiek by się spodziewał. Nie przez chorobę.
Zginąłem w wypadku samochodowym. Ale sam się o to prosiłem. Tak się dzieje, gdy tuż po zdaniu na prawo jazdy jedziesz nowym samochodem w możliwie najbardziej deszczowy dzień.
Zginąłem w wypadku samochodowym. Ale sam się o to prosiłem. Tak się dzieje, gdy tuż po zdaniu na prawo jazdy jedziesz nowym samochodem w możliwie najbardziej deszczowy dzień.
Samochód kupiłem za
własne, oszczędzone pieniądze. Nie był to jakiś wyjątkowy pojazd. Zwykły
Ford Fiesta. Nic dziwnego, że miałem wypadek. Ten złom, nawet abs-ów
nie miał!
*
W cztery osoby siedzieliśmy przy jednym ze stolików w barze mlecznym Ma joie*-
ja, Fabien, Colette i jej najlepsza przyjaciółka - Elvire. Trzymaliśmy
się razem od początku studiów. Wszyscy byliśmy nowi w Paryżu. Fabien
pochodził z Lyon, Colette - Metz, a Elvire z okolic Strasbourga.
Połączyło nas zagubienie w nowym środowisku. A z tego zagubienia
zrodziła się swego rodzaju więź, przyjaźń. To znaczy to wszystko, stało
się bardziej skomplikowane, gdy zacząłem spotykać się z Colette, a
Fabien'owi spodobała się Elvire, która z kolei za nim samym nie
przepadała i była najlepszą przyjaciółką Col. Swoją drogą groziła mi
kiedyś, że jeżeli ją skrzywdzę to wyrwie mi jaja. To jeden z powodów,
dla których bałem się El. Czasem zachowywała się jak zimna suka, ale
potrafiła być milutka, jak mały piesek. Typowa kobieta.
- Mógłbyś się, z łaski swojej, odsunąć! - warknęła Elvire do Fabien'a, który przewiesił lewą rękę przez oparcie jej krzesła.
Spojrzeliśmy po sobie z
Colette. Żadna nowość. Mój współlokator zawsze tak się wobec niej
zachowuje. Próbowałem mu wyperswadować Elvire z głowy, ale do niego nic
nie dociera.
- Ty tego nie rozumiesz — powiedział mi kiedyś — Kiedy laska cię zbywa, znaczy, że na ciebie leci!
Jego także nie zrozumiesz. Może jednak coś tam mogłoby zaiskrzyć?
- Nie mam pojęcia, o
czym mówisz — mruknął Fabien nie zdejmując ani na chwilę ręki z oparcia.
Dziewczyna jęknęła i sama odsunęła się od niego.
- Lepiej chodźmy, bo spóźnimy się na zajęcia — wtrąciła Col, zanim wybuchła kłótnia pomiędzy tamtą dwójką.
Brunet mruknął coś niewyraźnego, ale ostatecznie całą czwórką skierowaliśmy się do wyjścia. Na uczelnie...
***
Twoje opowiadanie zostało pomyślnie dodane do spisu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
[http://katalog-euforia.blogspot.com/]