czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział IV

Rozdział IV: Nie spodziewasz się tego co oczywiste



Song 

*** 

Anastasia POV: 

Szkic zapisano
2216 Słowa

Rozdział 4

Rozdział IV: Nie spodziewasz się tego co oczywiste
***
Anastasia POV:
Zbliżałam się do Reina Parquet. Już z kilometra było słychać ( i czuć) niskie basy klubowych hitów. Nigdy nie byłam wielką wielbicielką tego typu muzyki - o ile można to nazwać muzyką - ale w sumie lepsze to od codziennych dźwięków wiolonczeli granych co wieczór przez moją kochaną babcię - Marię.
  Bratu powiedziałam, aby przekazał dziadkom, że wyszłam ze znajomymi-ukrywając przy tym cel swojej podróży. To nie tak, że oni na nic mi nie pozwalali, ale były jednak pewne ograniczenia. A wyjście do klubu było jednym z nich. Chodziło w sumie o pokładane we mnie spore nadzieję. No, ale chyba nie byłam taka głupia, żeby wpakować się w jakąś głupią sytuację? Bywam czasem nade pobudzona, szczególnie jeśli w pobliżu jest alkohol, ale jeszcze nigdy nie zaliczyłam żadnej wtopy. Chyba...
*
Reina Parquet był umiejscowiony w odległości około dwóch kilometrów od mojego domu. Mam dobrą kondycję, więc postanowiłam się przejść.
Klub zajmował piętrowy budynek. Od strony ulicy znajdował się balkon, na którym można było nieco odetchnąć. Sama elewacja budynku prezentowała się iście kolorowo, a winne temu były tysiące plakatów. Począwszy od tych z lat dziewięćdziesiątych, kiedy to klub dopiero zaczynał swoją działalność, po te sprzed kilku dni -reklamujące najnowsze oferty w Sferze*. Przed głównym wejściem do klubu, czyli metalowymi dwuskrzydłowymi drzwiami, stał barczysty ochroniarz, który jednocześnie pilnował, aby panował porządek w kolejce oraz sprawdzał, czy odwiedzający klub nie wnoszą ze sobą własnych używek. Właśnie wyrzucał jakiegoś chłopaka o ciemnych włosach, krzycząc coś, ale ogólny harmider nie pozwolił, nawet mnie - osobie o niezwykle wyczulonym słuchu - usłyszeć jego słów.
Wreszcie zauważyłam grupkę nastolatków stojących na samym końcu kolejki. Dwóch chłopaków, dwie dziewczyny. Ivette, Amanda, Javier i Vasco. W sumie, gdyby nie Iv nie zadawalibyśmy się ze sobą. Wszyscy byliśmy z różnych światów. Amanda była straszną neurotyczką i nie przepadała za większym towarzystwem. Javier był idiotą - w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zachowywał się jak małe dziecko. Biegał po korytarzach jak oszalały, wydurniał się na lekcjach i wszczynał walki na jedzenie podczas fiesty. No i jest jeszcze Vasco. On jedyny zachowywał się w miarę normalnie. A Ivette? Cóż ona to... ona. Definicja samej siebie. W słowniku nie ma takiego słowa, które by ją opisało.
Idąc w ich stronę, widziałam grymas przemykający po ich twarzach, ilekroć Iv śmiała się niepohamowanie, jak mniemam ze swoich własnych żartów.
- Siema - uśmiechnęłam się, stając koło nich.
Po twarzach zebranych przemknął cień ulgi.
- Super! - pisnęła Ivette - W takim razie, możemy iść już. - dodała.
Jak powiedziała tak też, zrobiliśmy.
  Oczekiwanie na wejście zdawało się trwać wieczność. Wtenczas nie odzywaliśmy się do siebie, nawet Ivette zamilkła. W jej wypadku to niemal szok, ale zapewne była zbyt podekscytowana imprezą, żeby rozpoczynać jakąkolwiek rozmowę. W końcu znaleźliśmy się w środku.
Wewnątrz wszystko emanowało ultrafioletem i barwnymi laserami. Od wijących się ciał w dzikich pozach bił seksapil i pożądanie. Rozejrzeliśmy się za wolnym miejscem. W najbardziej oddalonym punkcie od wejścia zauważyłam wolny boks, więc szybko skierowałam tam towarzyszy. Z ulgą legliśmy na obite bordową skórą kanapy.
- No i co teraz? - zapytałam, spoglądając na naszą rozentuzjazmowaną towarzyszkę, która z zaciekawieniem rozglądała się po klubie.
Westchnęłam.
Cały klub był utrzymany w ciemnych barwach, ale światła nadawały mu uroku miejsca pełnego nieprzyzwoitości. Większość imprezowiczów była ubrana skąpo. Dziewczyny miały przykrótkie sukienki albo oszczędne na długości szorty lub spódniczki. Faceci natomiast podkoszulki i ciasne dżinsy z obniżonym krokiem. Przy nich nasza paczka prezentowała się co najmniej dziwnie. Nie byliśmy ubrani jakoś bardzo cnotliwie, ale przy pozostałych wyglądaliśmy jak mnisi i zakonnice. Chłopaki mieli założone bluzy, a my długie spodnie. Niby niewielki element garderoby, a tak wiele zmienia.
Pozostali uczestnicy dyskoteki byli bardziej różnorodni. Jedni mieli kolorowe włosy, inni ostre makijaże, a jeszcze inni wyróżniali się kilogramami biżuterii czy też innych ozdób.
Do środka wchodziły co chwila nowe osoby, w mniejszych lub większych grupach.
W pewnym momencie moją uwagę zwróciła ekipa sześciu chłopaków. Tak samo, jak my nie pasowali do klimatu klubu. Mieli flanelowe koszule, rozpinane bluzy albo szerokie koszulki z dziwnymi nadrukami. Po ich jasnej nieco opalonej karnacji, można było łatwo domyślić się, że nie są z Hiszpanii.
Jeden z nich, mimo że wyglądał tak samo, jak pozostali, zwrócił moją uwagę. Miał fryzurę w stylu mojego brata - lekko wygolone boki i grzywka do góry - z tą różnicą, że fragment włosów zafarbował na blond. Ubrany był w niebieską koszulę, jasne dżinsy i Air Max'y. Wyglądał w pewien nieodgadniony sposób ciekawie.
I patrzył się prosto na mnie. Całe moje ciało przeszedł dreszcz ekscytacji połączonej z zażenowaniem. Spuściłam wzrok na swoje kolana. Cholera, to nie jest tak, że czułam się nieatrakcyjna. Wręcz przeciwnie, niektórzy nawet twierdzili, że miałam zbyt wysoką samoocenę. Może to i prawda. Nigdy nie miałam zastrzeżeń co do swojej figury, fryzur albo twarzy. Przed Transfiguracją miałam kasztanowy odcień włosów przechodzący przy końcach w rudy oraz błękitne tęczówki z przebłyskami fioletu.
Jak już wcześniej wspominałam od zawsze, charakteryzowałam się bladą cerą, więc to się nie zmieniło.
  Widząc, że całe nasze towarzystwo jest na skraju senności, postanowiłam choć trochę zainterweniować.
- Pójdę po coś do picia - powiedziałam - chcecie coś?
Pierwsza wyrwała się Ivette z prośbą o colę. Pozostali zawtórowali jej. Niestety nie byliśmy pełnoletni ani nie posiadaliśmy fałszywych dowodów (tym razem), więc na alkohole nie było co liczyć. Sama impreza była od szesnastego roku życia, więc weszliśmy bez problemu. Co innego jeśli chodzi o kupowanie alkoholu.
Skierowałam się do baru i przysiadłam na jednym ze stołków. Za ladą obsługiwała około trzydziestoletnia, wytatuowana barmanka o podłużnej buzi. Jej twarz znaczyły drobne zmarszczki i kilka kolczyków.
Gdy skończyła obsługiwać chuderlawego chłopaka z grubymi szkłami obok, podeszła do mnie.
- Cztery Pepsi i Sprite - wyrecytowałam głośno, gdy kobieta pochyliła się lekko.
Nawet to nie pomogłoby jej usłyszeć mojego głosu w tym zgiełku. Gdy barmanka odwróciła się, aby nalać napoje, w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdował się chudy chłopak teraz, stał owy przystojniak z blond pasem przeplatającym jego grzywkę. Starałam się na niego nie patrzeć, lecz czekać spokojnie na zamówienie, które miałam wrażenie, kobieta robiła najwolniej jak może. Kątem oka widziałam, że chłopak spoglądał w moją stronę. W moim brzuchu zrodziło się dziwne uczucie. Zganiłam się w myślach za to, że podświadomie wstrzymywałam oddech.
-Fajny kolor włosów - zagaił szatyn czystą angielszczyzną z wyraźnym wschodnim akcentem.
Zerknęłam na niego. Teraz siedział wprost naprzeciw mnie i bezwstydnie wlepiał we mnie swoje ciemnobrązowe oczy.
- Dzięki - mruknęłam lekko sparaliżowana, błagając w myślach o napoje.
Na usta chłopaka wypłynął leniwy uśmiech, który jednak zaraz zniknął i został zastąpiony przez zaciśnięte, w dziwnym grymasie, wargi. Kątem drugiego oka zauważyłam pięciu chłopaków, chyba jego towarzyszy, którzy wymachiwali do niego dziko rękoma. Odwróciłam wzrok. Czyli jednak Javier to nie największy idiota na świecie...
- Interesujących masz znajomych - mruknęłam po angielsku.
Jakie to szczęście, że dziadkowie wysyłali mnie, w czasie roku szkolnego, na dodatkowe lekcję języka.
- Nie znam ich - skłamał, a jego policzki nabrały lekko różowego odcienia, który nadał mu on nieco łagodniejszego wyglądu. Prychnęłam.
- Koledzy wiedzą, że się ich wypierasz? - zapytałam.
Skoro i tak już zaczęliśmy konwersację, to czemu jej nie kontynuować? Szczególnie że rozmawiam z całkiem przystojnym, choć lekko dziwnym chłopakiem.
- Wiedzą, że uważam ich za zupełnych kretynów. Tyle wystarczy - odparł bez chwili zawahania się.
Nawet warga mu nie drgnęła. Był całkowicie szczery.
Odwróciłam się w jego stronę i przekrzywiłam głowę.
- W takim razie gratuluję doboru towarzystwa - dodałam i z łatwością biorąc pięć szklanek napojów, których wreszcie się doczekałam, ruszyłam w stronę swojego boksu.
Nie dane jednak mi było dojść, ponieważ chłopak chwycił mnie za ramię i lekko obrócił.
- Znajomych zawsze można zmienić - powiedział z nikłym uśmieszkiem i błyskiem w oku.
Moje spojrzenie prześlizgnęło się najpierw po nim, a następnie jego ręce. Szarpnęłam się do tyłu, zsuwając dłoń z mojego ramienia i odeszłam bez słowa.
- Dłużej się nie dało? - zapytał Vasco, gdy w końcu udało mi się przepchać przez tłum ludzi.
Położyłam napoje na stoliku i opadłam na kanapę.
- To ta barmanka się guzdrała - odpowiedziałam.
Była to prawda, po prostu resztę i zostawiałam dla siebie.
Mój wzrok przetoczył się po sali, aż wylądował w boksie naprzeciwko baru. Już tam siedział wraz ze swoimi koleżkami i popijał drinki wysokoprocentowe. Aha, czyli na zwykłe, gazowane gówna musiałam czekać pięć minut, a ten gość na alkohol tylko chwilę? To nie fair.
Nasze spojrzenia się skrzyżowały i nawet z tej odległości widziałam w jego oczach słodką obietnicę.
Aż zakręciło mi się w głowie.
Brawo Ana, drwiła moja podświadomość.
Zamoczyłam usta w chłodnym napoju. Smakował jakoś dziwnie, ale w tym momencie to było moim najmniejszym zmartwieniem. Czułam na sobie jego irytująco kuszące spojrzenie.
- Chodźmy tańczyć! - krzyknęła, nagle Ivette.
Odłożyłam opróżnioną szklankę na stół. Po raz pierwszy miałam ochotę przytulić Iv i to tak bardzo mocno. Otoczona wiankiem ludzi nie będę czuła jego wzroku. Dziewczyna pisnęła, gdy tylko zgodziłam się na jej pomysł. Pozostali spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
- Czy ktoś ci coś dodał do napoju? - zapytał Javier z uniesioną brwią.
Westchnęłam, ale nic nie odpowiedziałam. Udało nam się jeszcze zaciągnąć, z niemałym trudem, Amandę. Chłopaków zostawiłyśmy w spokoju.
Przepchawszy się przez tłum, znalazłyśmy trochę wolnego miejsca. Zaczęłyśmy się bujać w rytm klubowych hitów. Co rusz DJ zmieniał piosenki, a wszyscy wtórowali mu głośnymi okrzykami. Nie zorientowałam się, nawet kiedy cała monotonność ze mnie wyparowała, dając miejsce niepohamowanemu szaleństwu piątkowego wieczoru. Śmiałyśmy się, nawet Amanda - choć zwykle skryta i cicha - pozwoliła sobie na dozę wolności.
Ivette ciągle zmieniała partnerów do tańca, a my musiałyśmy pilnować, aby nic głupiego nie wpadło jej do głowy.
W końcu po szóstej albo siódmej piosence dziewczyny stwierdziły, że wracają do stolika, bo kręciło im się w głowach. Ja postanowiłam jeszcze pozostać na parkiecie.
W tym samym momencie, w którym dziewczyny zatonęły w morzu ciał, poczułam ciepły oddech na policzku i dłoń obejmującą mnie w talii. Zesztywniałam.
- À propos zmiany towarzystwa - usłyszałam niskie mruczenie w uchu.
Nie musiałam się długo zastanawiać nad jego właścicielem. Chłopak obrócił mnie gwałtownie w swoją stronę i teraz stałam twarzą w twarz z przystojnym szatynem o blond grzywce. Nasze twarze dzieliło kilkanaście centymetrów, a ciała jeszcze mniej. Trzymał mnie jedną dłonią wpół, zaś drugą przeciągnął po swoich włosach, układając je w artystyczny nieład. Wyswobodziłam się z jego objęć i stanęłam naprzeciw niego. Uniosłam lewy kącik ust do góry.
- A skąd wiesz, że ja chcę twojego towarzystwa? - zapytałam, nie spuszczając z niego wzroku.
Chłopak uśmiechnął się, a blask w jego oczach stał się intensywniejszy. Znów widziałam w nich obietnicę. Tylko czego?
- Każda dziewczyna chce mojego towarzystwa - odpowiedział.
Podeszłam o krok bliżej niego. Owładnęła mną niezwykła odwaga i żądza.
- A może ja nie jestem jak każda dziewczyna?
Zaśmiał się. Jego śmiech był jak delikatny szum wody w strumyku. Miałam ochotę słuchać go każdego dnia... i jeszcze każdej nocy.
Tym razem to on zrobił krok w moją stronę. Był wysoki, nawet w obcasach ledwo sięgałam mu do wysokości podbródka.
- Możemy się o tym przekonać - mruknął, a jego dłoń niespodziewanie znalazła się tuż przy moim uchu. Zjechał powoli opuszkami palców wzdłuż linii szczęki, wzbudzając jednocześnie w mnie nowy rodzaj oddziaływania. Przeszedł mnie gorący dreszcz.
- Możemy - powiedziałam bezgłośnie i ruszyliśmy pomiędzy ludzi.

*

Tańczyliśmy. W pewnym sensie. Bardziej ocieraliśmy się o siebie - nagle zaczęłam pasować do nieprzyzwoitego klimatu klubu. Jego dłonie co rusz dotykały, niby niechcący, mojego ciała. Czułam się jak w pieprzonym niebie. Miał takie przyjemne w dotyku ręce. Nagle pochylił się ku mnie.
- To co? Idziemy znaleźć bardziej ustronne miejsce? - wymruczał, muskając rozgrzanymi ustami płatek mojego ucha.
- Czy ja wiem... - udawałam, że się zastanawiam, choć całe moje ciało buzowało od napięcia.
Usta chłopaka przesunęły się na szyję. Jęknęłam z rozkoszy. Matko, jak on świetnie całuje!, pomyślałam.
Nadal nie wiedziałam jak, ma na imię, chociaż wtedy, w tamtym momencie, mało mnie to obchodziło. Przygryzł lekko skórę na moim ramieniu.
- Myślałem, że znajdę tu jakąś ciekawą hiszpankę - mruknął, nie odrywając ode mnie warg - ale chyba miałem więcej szczęścia.
Myślał, że jestem jakąś turystką? W sumie to nie ma czemu się dziwić. Białe włosy, jasna cera - hiszpanka jak nic. Postanowiłam nie wyprowadzać go z błędu. Nie to mi było w głowie.
  Usta chłopaka po raz ostatni przygryzły moją skórę w okolicach dekoltu. Szatyn pociągnął mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia. W moim podbrzuszu zrodziło się podniecenie.
Przepychaliśmy się przez tłum, kiedy do naszych uszu dotarł kobiecy krzyk. Zatrzymawszy się raptownie, wraz z innymi klubowiczami, rozejrzałam się po sali. W jednym z rogów budynku stała dziewczyna z przerażoną miną, a obok niej chłopak z rozpiętą koszulą i... bombą przyklejoną do brzucha. Rozpętała się panika, wszyscy uciekali w popłochu, lecz dla mnie nie było w tym nic nadzwyczajnego. Już na pierwszy rzut oka rozpoznałam atrapę. Proste wykonanie, zwykły, pusty plastik z kilkoma guzikami i starym ekranem od zegarka elektronicznego.
Był to jeden z kolegów szatyna. Spojrzałam na niego gniewnie, a jego mina z szokowanej zmieniła się w przepraszającą. Podeszłam do niego i jednym ruchem ręki, niemal rozerwałam jego koszulę. Też miał atrapę bomby, nie bardziej realistyczną niż tamta.
- Jak już chcieliście straszyć ludzi, to moglibyście postarać się o lepsze wykonanie tego gówna - powiedziałam i odwróciwszy się, szukałam wzrokiem znajomych.
Nagle coś mi przyszło do głowy. Znów odwróciłam się do chłopaka, który stał nie ruchomo z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Podeszłam bliżej i spoliczkowałam go. Spojrzał na mnie, mając wymalowany na twarzy cały wachlarz uczuć.
Poszłam szukać w tym rozgardiaszu znajomych, czując na sobie jego intensywny wzrok wywiercający we mnie dziurę...
***  
Ivette Rodriguez


Amanda Córtez


Vasco Delagaouse


Javier Couvillque



*sieć sklepów w Hiszpanii

***

1 komentarz:

Jeżeli chcecie dać link do swojego opowiadania, proszę, zróbcie to w przeznaczonej do tego podstronie :/